wtorek, 25 czerwca 2013

Soja - od niespełnionej nadziei III Rzeszy do męskiej bezpłodności

"Historia przetwórstwa soi mogłaby stać się kanwą powieści sensacyjnej mówiącej o niezwykłych wynalazkach, wojnach handlowych, produkcji materiałów wybuchowych, czy też roli soi w gospodarce wojennej III Rzeszy Adolfa Hitlera. Z oleju sojowego Niemcy wytwarzali glicerynę - surowiec do produkcji nitrogliceryny (z 10 ton oleju powstawała 1 tona gliceryny), dzięki której można było wyposażyć Wehrmacht w tysiące ton bezdymnego prochu strzelniczego i dynamitu. Rozpowszechniona w Ameryce Południowej uprawa nasączonej środkami ochrony roślin soi GMO jest bezpośrednim zagrożeniem lasów Amazonii.



Soja to roślina, która zrobiła błyskotliwą karierę w globalizującym się świecie - mleko sojowe uznano za pro-zdrowotną alternatywę do alergizującego mleka krowiego. Suche ziarna soi zawierają 34% białka i około 18% tłuszczu, z czego połowa to nienasycone kwasy tłuszczowe. Soja dostarcza również witamin i składników mineralnych. Spośród witamin na uwagę zasługuje dość duża zawartość witamin z grupy B. Jej odtłuszczone ziarno jest powszechnie stosowane jako pasza dla zwierząt. I, jak do tej pory sądzono, przetwory sojowe są cennym źródłem substancji odżywczych dla człowieka. Z takich przetworów chętnie korzystają wegetarianie i weganie, wielu ludzi zastępuje mięso w swej diecie właśnie soją.

To wszystko, to powszechnie znane fakty. Mniej znana jest jednak historia użycia soi jako produktu spożywczego oraz fakt używania jej w różnej postaci (lecytyny, izolatu białkowego, oleju) w 70% produktów spożywczych dostępnych na rynku - od pieczywa, lodów, odżywek dla niemowląt, aż po przetwory mięsne.

Historia przetwórstwa soi mogła by stać się kanwą powieści sensacyjnej mówiącej o niezwykłych wynalazkach, wojnach handlowych, produkcji materiałów wybuchowych, czy też roli soi w gospodarce wojennej III Rzeszy Adolfa Hitlera. Jeszcze sto lat temu główną przeszkodą w szerszym wykorzystaniu soi jako paszy dla zwierząt i produktu spożywczego, był zawarty w niej tłuszcz. Na początku XX wieku stosowano wypłukiwanie tego tłuszczu z ziarna przy użyciu rozpuszczalników: benzyny i benzenu, które pozostawiały silny odór, powodujący, że taka soja nie nadawała się do bezpośredniej konsumpcji dla ludzi. Jednak metodę tę stosowano w latach 20' i 30' na coraz większą skalę dla pozyskania oleju używanego później do produkcji margaryny.

Technologicznym liderem w stosowaniu tej technologii były przygotowujące się do wojny Niemcy, to właśnie olej sojowy miał zapewnić III Rzeszy możliwość zapewnienia zaopatrzenia ludności w margarynę, substytut deficytowego masła. Rok 1934 był w tej historii przełomowy - to właśnie wówczas Niemcy udostępniły Stanom Zjednoczonym zaawansowaną technologię oddzielania oleju od ziarna sojowego, co zapoczątkowało prawdziwy "sojowy boom" w USA. Dla Niemiec rozwinięcie tej technologii miało niezwykłe znaczenie przede wszystkim jednak ze względów militarnych - III Rzesza potrzebowała środków do podbicia świata, a olej sojowy stał się doskonałym surowcem do produkcji prochu strzelniczego i materiałów wybuchowych (dynamitu) na ogromną skalę. Z oleju sojowego Niemcy wytwarzali glicerynę - surowiec do produkcji nitrogliceryny (z 10 ton oleju powstawała 1 tona gliceryny), dzięki której można było wyposażyć Wehrmacht w tysiące ton bezdymnego prochu strzelniczego i dynamitu. Po wybuchu wojny również w Anglii cena gliceryny poszybowała w górę ustalając się na poziomie pięciokrotnie wyższym od przedwojennego.

Obecnie surowy olej sojowy powstaje w wyniku procesu ekstrakcji chemicznej rozdrobnionych ziaren soi z udziałem rozpuszczalnika, którym najczęściej jest produkt rafinacji ropy naftowej - heksan. Producenci oleju sojowego nie chwalą się tym, iż stosują w tym procesie produkty petrochemiczne. Również fakt, iż większość soi na świecie jest w chwili obecnej modyfikowana genetycznie jest najczęściej dyskretnie przemilczana na etykietach produktów spożywczych. Produkowana z nasion soi lecytyna, jest kluczowym polepszaczem w produkcji piekarniczej, ponieważ pomaga łączyć składniki wyrobów piekarniczych. Jednak na opakowaniach wyrobów czekoladowych czy ciast najczęściej wymienia się lecytynę zamiast soi i to bez podawania czy jest to produkt soi GMO. Podobnie stosowany w sałatkach czy majonezach olej sojowy jest masowo używany w sosach sałatkowych i olejach jadalnych, jednak na etykietach tych produktów będzie jedynie wymieniony olej roślinny, a nie sojowy. W rezultacie konsumenci niemieccy stali się tak nieufni i wyczuleni na obecność soi GMO w żywności, że najbardziej szanowani niemieccy producenci marcepanów i czekolady całkowicie zrezygnowali z użycia lecytyny, by nie narażać się na podejrzliwość konsumentów.

To jednak nie lecytyna stała się głównym tematem sojowych kontrowersji - rolę tę odegrały tzw. izoflawony. Należą one do tzw. estrogenów roślinnych (fitoestrogenów) - izoflawonów. Są to związki chemiczne występujących w roślinach, spełniających rolę przeciwutleniaczy, naturalnych insektycydów czy fungicydów. Amerykański przemysł sojowy wydaje rocznie 80 mln dolarów na promocję soi GMO na całym świecie. Według amerykańskich producentów soi, ze względu na to, że budowa molekularna sojowego izoflawonu zbliżona jest do hormonu ludzkiego estrogenu, może więc łączyć się w tkance z receptorami tego hormonu znacznie obniżając możliwość zachorowań na raka piersi. W tekstach reklamowych produktów sojowych czytamy, że fitoestrogeny w dużych ilościach zmniejszają objawy zespołu klimakterycznego, izoflawony zmniejszają ryzyko chorób układu krwionośnego, zwłaszcza choroby wieńcowej serca i miażdżycy naczyń krwionośnych.

Z kolei według opublikowanego w 2000 r. raportu brytyjskich endokrynologów, nie należy stosować mleka sojowego u dzieci, nawet jeżeli mają one uczulenie na mleko krowie. Dlaczego? Właśnie ze względu na fitoestrogeny - substancje o silnym działaniu hormonalnym, mogące zaburzać rozwój dziecka. Wskazano również na inny istotny fakt - stosowana od wieków w Chinach i Japonii fermentacja soi zmniejsza poziom izoflawonów 2-3 krotnie w odróżnieniu od współczesnych, zachodnich, producentów przetworów sojowych, którzy uznają wysoki poziom hormonów roślinnych za atut. Takie silne działanie hormonalne zachodnich przetworów sojowych szczególnie wzbudza wątpliwości w przypadku żywności dla dzieci, ale nie tylko - grupą szczególnego ryzyka są osoby z dolegliwościami tarczycy oraz kobiety z nowotworami piersi zależnymi od estrogenów.
Profesor Richard Sharpe z Uniwersytetu w Edynburgu od pięciu dekad zajmuje się problemem płodności u mężczyzn. Jego program badawczy dotyczący wpływu konsumpcji mleka sojowego na zdrowie młodych samców małp wykazał, że soja zaburza również poziom męskiego hormonu - testosteronu. Z kolei Sue Dibb, ekspert brytyjskiej Narodowej Rady Konsumenckiej mówi: - Martwi mnie fakt, iż wielki przemysł sojowy i wytwórcy dodatków do żywności lansują soję jako "zdrową żywność". Powinniśmy tu być o wiele bardziej ostrożni -"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.