Ban Ki-moon wypowiada wojnę religii? Fot. Flash90/Forum
Niemal
bez echa w największych mediach przeszła wiadomość o niezwykle groźnej
dla cywilizacji życia inicjatywie Sekretarza Organizacji Narodów
Zjednoczonych, zapowiadającego bezkompromisowe forsowanie żądań osób
zdezorientowanych pod względem tożsamości płciowej. Inicjatywa ta, w
każdym punkcie sprzeczna z nauczaniem Kościoła katolickiego, z całą mocą
uderzy w fundamentalne wartości, na których zbudowana jest nasza
cywilizacja.
Podczas Konferencji
Praw Człowieka, która 15 kwietnia br. odbyła się w Oslo Sekretarz
Generalny ONZ Ban Ki-moon zapowiedział rozpoczęcie międzynarodowej
kampanii, której celem jest „postawienie żądań osób zdezorientowanych
seksualnie ponad żądaniami pozostałych osób”. Szef ONZ otwarcie
podkreślił, że przestrzeganie „praw” tych osób jest ważniejsze niż
„kultura, tradycja czy religia”, które - jak przewiduje - będą używane
jako powody do „przeciwstawiania się zmianom”. Jest to pierwsza tak
otwarcie wypowiedziana deklaracja wojny m.in. z chrześcijaństwem przez
najwyższego rangą funkcjonariusza ONZ.
W typowy dla
przedstawiciela lewackiego establishmentu sposób Ban Ki-moon w
swojej wypowiedzi odwołał się wyłącznie do emocji, w ogóle nie
przedstawiając na poparcie swego stanowiska jakichkolwiek racjonalnych
argumentów. W czasie przemówienia ze pośrednictwem telemostu stwierdził,
że „pozostające dotychczas bez odpowiedzi” żądania osób, które „cierpią
z powodu pomieszania płci” stanowią jedno z „zaniedbanych praw
człowieka, będących wyzwaniem dla naszych czasów”.
Koronnym
„argumentem” Ban Ki-moona było stwierdzenie, że jeśli inni przyłączą się
do kampanii, to świat będzie „bezpieczniejszy, bardziej wolny i równy
dla wszystkich”. Oczywiście, szef ONZ niczym nie uzasadnił tego
stwierdzenia, które zachowało rangę co najwyżej niemożliwej do obrony
hipotezy. Ale przecież nie o to mu chodziło, bo prawda nie ma tutaj
najmniejszego znaczenia. Celem jego wypowiedzi było zaatakowanie sfery
emocjonalnej odbiorców.
Emocje zamiast argumentów
A jednak, czy się
Sekretarzowi Generalnemu ONZ to podoba czy nie, prawda, zwłaszcza w
odniesieniu do jego pozbawionej treści wypowiedzi jest bardzo ważna.
Najnowsza historia daje nam wielu przykładów, gdy jakieś grupy (w tym
przypadku mamy do czynienia z proletariatem ideologii gender,
czyli osobami zdezorientowanymi seksualnie) są z jakichś względów
wyróżniane, np. jest na nie moda (oficjalnie innych argumentów,
uzasadniających przyznawanie im specjalnych względów, nie sposób się
dopatrzeć), co automatycznie oznacza łamanie praw osób, które nie godzą
się np. na stawianie świata na głowie, chociażby chrześcijan, których
sumienia zostały uformowane poprzez przyswojenie ewangelicznego
przesłania.
Przykładem może być
tutaj wsparcie jakiego udzieliły w latach 80. XX w. „elity”
intelektualne i polityczne dla uznania zboczeń seksualnych za normalny
element naszej obyczajowości. Następnie, na przełomie XX i XXI w.
przekształciło się to we wsparcie dla homoseksualnych związków
partnerskich, zaś dalszą tego konsekwencją było dekadę później wsparcie
dla „małżeństw” jednopłciowych.
Jak widzimy, spirala
tych niedorzeczności coraz szybciej się nakręca, tak że obecnie jest
pęd ku wspieraniu wynaturzonych żądań osób „transpłciowych”, czyli
mężczyzn, którzy twierdzą, że są kobietami i kobiet, które twierdzą, że
nie wiedzą, czy rzeczywiście są kobietami. Mówiąc w skrócie, nasila się
dążenie ku bezmyślnemu wspieraniu demoralizujących zachcianek (trudno to
właściwiej określić) jednostek, które identyfikują się jako mężczyzna
lub kobieta w zależności od swoich emocji i samopoczucia, a nie ich
fizycznej kondycji.
Można by to
zignorować, gdyby nie fakt, że to wszystko jest częścią dobrze
zorganizowanego i zasobnego w fundusze ruchu, który otwarcie wspiera Ban
Ki-moon. A musi to już być ruch potężny skoro, najwyższy rangą
funkcjonariusz ONZ, nie obawiając się śmieszności, rzucił na szalę swój
autorytet i wystroił w szaty nagiego króla. Wszystko na to wskazuje – i
jest to powód do bardzo poważnych obaw - że wkrótce to polityczne
wsparcie zamieni się w firmowany przez ONZ, nieliczący się z ludzkimi
sumieniami dyktat. Jesteśmy o krok od próby narzucenia światu wyjątkowo
perfidnej postaci totalitaryzmu, bazującego na najniższych ludzkich
instynktach.
Zagrożenie jest bardzo realne
W wielu państwach aktywiści gender
już przeforsowali wiele rozwiązań naruszających normy obyczajowe.
„Publiczne toalety w wielu krajach nie są już oznaczone jako męskie i
damskie, lecz ogólną nazwą "szalet". W innych krajach – np. w mieście
Phoenix w amerykańskim stanie Arizona - publiczne toalety są nadal
oznaczone jako męskie i damskie, ale mężczyznom, którzy identyfikują się
jako kobiety pozwala się na korzystanie z toalet damskich, zaś kobiety,
które identyfikują się jako mężczyźni mogą korzystać z męskich toalet
publicznych” - pisał niedawno na portalu „Christian Post” Benjamin Bull z
Alliance Defending Freedom.
Czy tego typu
rozwiązania rzeczywiście sprawiają, że – jak twierdzi Ban Ki-moon -
„wszyscy” są „bezpieczniejsi, wolniejsi i bardziej równi”? Na pewno
świadczą one o rosnących wpływach politycznych specjalnej grupy
interesu, ale jednocześnie o redukowaniu - często w atmosferze szyderstw
- politycznego głosu tych, którzy się z tym nie zgadzają. Poza tym
działania takie głęboko ingerują w potrzebę prywatności, nie mówiąc już o
tym, że stanowią pole do popisu dla wszelkiego rodzaju psychopatów, co
godzi w bezpieczeństwo młodych dziewcząt i kobiet podczas korzystania z
publicznych toalet.
Ze względu na
pełnioną przezeń funkcję deklaracji Ban Ki-moona absolutnie nie można
lekceważyć. Stwierdzenie w jednoznaczny sposób, że „kultura, tradycja i
religia” nie są istotnymi powodami dla sprzeciwu wobec szerszej
społecznej akceptacji tych, którzy są zdezorientowani co do własnej
płci, wskazuje jednoznacznie że otwiera się nowy rozdział prześladowań
ludzi, dla których najważniejszym punktem odniesienia w codziennym
postępowaniu jest Chrystusowa Ewangelia. „Jest rzeczą oczywistą, że
jeśli kampania Ban Ki-moona się powiedzie, ludziom wierzącym na pewno
nie będzie bezpieczniej lub bardziej równo. Przeciwnie, będą ganieni za to, że mają sumienie uformowane przez Biblię” - zauważa Benjamin Bull.
Bez wątpienia
najnowsza inicjatywa Ban Ki-moona jest uderzeniem w chrześcijaństwo, a w
szczególny sposób w Kościół katolicki, który od dwóch tysięcy lat stoi
na straży fundamentalnych wartości, gwarantujących prawidłowy rozwój
ludzkiej cywilizacji. Znamienne, że podobnie jak było to w bolszewickiej
Rosji, tak i tutaj niegodziwe inicjatywy ukrywa się za parawanem
szczytnych ideałów. Bo jaki uczciwy człowiek jest przeciwko łamaniu praw
człowieka, bezpieczeństwu, równości i wolności?
Rzecz jednak w tym,
że to co proponuje Sekretarz Generalny ONZ sprzeciwia się wszystkim tym
zasadom. Co więcej, świadczy o ogromnej nienawiści jaką żywi on nie
tylko wobec Chrystusa i jego wyznawców, ale też wobec tych, za którymi
się rzekomo ujmuje. Bo czym jest utwierdzanie zdezorientowanych ludzi w
fałszu, jeśli nie nienawiścią? I pozostaje tylko pytanie – po co to
wszystko, dla jakiegoś zysku czy z czystej nienawiści?
---------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.