wtorek, 25 czerwca 2013

Elektryczny wszechświat


 Czy aby na pewno znamy prawdę o otaczającym nas wszechświecie?






"Model wszechświata uznawany przez główny nurt naukowy zakłada, że wszechświat formowany jest przez pierwotną siłę - GRAWITACJĘ.
Okazuje się jednak, iż istnieje model o wiele lepiej wyjaśniający zjawiska, które obserwujemy.
"Wielki wybuch", "rozszerzający się wszechświat", "czarne dziury", "ciemna materia", "ciemna energia" - to zjawiska zmyślone, by wyjaśnić anomalie niepasujące do "oficjalnego" grawitacyjnego modelu.
To nie grawitacja jest spoiwem trzymającym ten świat do kupy. Istnieje siła miliardy razy mocniejsza od niej.
Siłą tą jest PRĄD ELEKTRYCZNY oraz tworzone przezeń pole elektromagnetyczne.
Według modelu elektrycznego gwiazdy nie są piekłem nuklearnej fuzji, a jedynie transformatorami energii - prądu elektrycznego, który przepływa przez wszechświat niewyobrażalnie wielkimi strumieniami.
Elektryczny model w łatwy sposób pozwala wyjaśnić nie tylko zjawiska astronomiczne i działanie wszechświata, ale także mity i wizerunki bóstw sprzed tysięcy lat. Wtedy to nasi praprzodkowie widzieli na niebie plazmowe zjawiska dziś już nieobecne...
Dlaczego model elektryczny nie został dotychczas uznany przez oficjalną naukę i nie naucza się go w szkołach?

Czy ktoś obawia się upowszechnienia faktu, że wszechświat jest wielką bańką energii?


Jakie byłyby tego konsekwencje? 


Czy ktokolwiek miałby ochotę płacić coraz większe kwoty za energię elektryczną?

 Za coś, z czego składa się wszechświat i czego jest wszędzie pod dostatkiem?...







" Na początku Bóg uczynił  niebo i ziemię.
Ale ziemia była niewidoczna i nie zabudowana i ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży poruszał się nad wodą.
I rzekł Bóg: Niech stanie się światło. i powstało światło.
I widział Bóg światło, że było dobre i oddzielił Bóg światło od ciemności. "

Jednym z najgłębszych pytań, jakie można postawić przed nauką, to pytanie o pochodzenie, ewolucję i strukturę wszechświata. Od wieków próbowali znaleźć na nie odpowiedź filozofowie i teologowie, leżało ono bowiem daleko poza możliwościami nauk przyrodniczych. Dopiero gwałtowny rozwój tych nauk w XX wieku umożliwił udzielenie naukowej, spójnej i całościowej odpowiedzi na to pytanie. W XX wieku narodziła się bowiem nowa nauka przyrodnicza - kosmologia (czasami nazywana również kosmologią fizyczną), badająca i opisująca wszechświat jako całość. Kosmologia rozumiana jako globalna teoria kosmosu może być uważana za dział fizyki, gdyż jest w swej istocie fizyką kosmosu. Kosmologia jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi nauk ścisłych. Odniosła ogromny sukces, dając zgodne z obserwacjami astronomicznymi wyjaśnienie powstania, ewolucji i budowy wszechświata. 
 Kosmologia -nauka przyrodnicza stosująca empiryczno-matematyczną metodę badań fizycznych - nie jest jednak w stanie udzielić odpowiedzi na takie fundamentalne pytania, jak: 

Czy istnienie wszechświata ma sens?

Co istniało, zanim wszechświat powstał? 

Jakie jest miejsce człowieka we wszechświecie? 



Elektryczny model Słońca – zaproponowana w 1979 roku przez Ralpha E. Juergensa hipoteza funkcjonowania Słońca. W pracy swej powołuje się on na prace Hannesa Alfvéna i Immanuela Velikovskiego dotyczące przepływu prądu elektrycznego w plazmie. Hipoteza Juergensa jest obecnie rozwijana i równocześnie krytykowana przez naukowców głównego nurtu[1], na przykład zakładając, że we wnętrzu gwiazd nie występują termonuklearne procesy syntezy helu, a gwiazdy są miejscami, które odbierają płynący przez Wszechświat w wielu strumieniach plazmy prąd elektryczny.

Elektryczny model Słońca objaśnia zjawiska zachodzące na Słońcu za pomocą prądów elektrycznych i praw elektrodynamiki Maxwella. Model ten zakłada, że we wnętrzu gwiazd nie występują termonuklearne procesy syntezy helu. Model Elektrycznego Słońca zakłada, że reakcje jądrowe mogą zachodzić w koronie słonecznej - gdzie panuje temperatura rzędu 1-2 mln K. Gwiazdy są miejscami, które odbierają płynący przez Wszechświat w wielu strumieniach prąd elektryczny. Hamowanie naelektryzowanych cząsteczek w koronie Słońca ma ją rozgrzewać do milionów stopni i wyjaśnić dlaczego powierzchnia Słońca jest stosunkowo chłodna. Inną kwestią sporną, wg twórców tej teorii, jest grawitacja. Głoszą oni, że elementem potwierdzającym teorię elektryczną ma być brak wykrycia fal grawitacyjnych, postulowanych w standardowym modelu. 




Plamy na Słońcu to, wg elektrycznej teorii, wewnętrzne warstwy gwiazdy, które odkrywane są w wyniku zaniku dopływu jonów ujemnych z zewnątrz, co powoduje wypływ jonów dodatnich a a wyniku tego powstanie bardzo silnego pole magnetyczne wytwarzane przez odpływający prąd. Wraz z pojawieniem się plam na Słońcu jest ono bardziej aktywne, a co za tym idzie także cieplejsza staje się korona słoneczna, która emituje w otaczającą ją przestrzeń więcej energii w różnej postaci. Według tej teorii, wnętrze Słońca najprawdopodobniej w ogóle nie dostarcza ciepła na zewnątrz i nie zachodzą tam reakcje nuklearne.  





Zewnętrzna temperatura Słońca wynosi średnio 6000°C
Najgorętsze są wybuchy, najchłodniejsze plamy, w których temperatura jest o tysiąc stopni niższa. 
Najgorętsza jest korona, najwyższa warstwa atmosfery. Temperatura korony może wynieść nawet  2.000,000  mln °C!
  






Elektryczny wszechświat

Czy brakującą masą jest plazma?

Model elektrycznego Wszechświata wyrósł z interdyscyplinarnego podejścia do nauki. Nie pokazuje się tego na uniwersytetach. Idea modelu bazuje w większym stopniu na obserwacjach i doświadczeniach, niż na abstrakcyjnej teorii. Łączy wiedzę z wielu dziedzin nauki w celu odkrycia elektrycznej natury atomów i interakcji wystepujących między nimi. Dziwne jest również to, że we współczesnej kosmologii słaby magnetyzm i nieskończenie słabsza siła grawitacji rządzi zasadami Wszechświata. Takie uproszczenia stosuje fizyka teoretyczna, oparta na elektrycznej neutralności materii w laboratoriach na Ziemi. Nie obowiązuje ona jednak w kosmosie, gdzie dominuje plazma. Plazma okreslana jest jako czwarty stan materii i składa się z niej ogromna część Wszechświata. Plazmą są wolno poruszające się elektrony i jony - atomy, które straciły elektrony. Do wytworzenia plazmy potrzebna jest energia cieplna, elektryczna lub światło (ultrafiletowe lub laserowe).
Model elektrycznych galaktyk istnieje w głowach zwolenników tej teorii już od ponad 10 lat. I sprawdza się doskonale w świecie fizyki. Jest w stanie wyjaśnić kształty, dynamikę galaktyk, bez uciekania się do ciemnej materii i czarnych dziur wewnątrz galaktyk. Wyjaśnia również elektryczne dżety wyrzucane przez centra aktywnych galaktyk. Ostanie wyniki odwzorowań pól magnetycznych galaktyk spiralnych zdają się potwierdzać model Elektrycznego Wszechświata. 






 


Również wszystkie gwiazdy, z naszym Słońcem na czele, zostały uformowane poprzez przepłynięcie ogromnych ładunków prądu wewnątrz galaktyki. Są one ułożone na wzór paciorków na nitce. To tłumaczy również posiadanie przez nie "towarzyszy". To samo tyczy się planet, takich jak Ziemia, które powstały wyniku wyrzucenia dodatnio naładowanej cząstki z jąder karło i gazowych olbrzymów. To tłumaczy dychotomię między gęstymi skalistymi planetami i księżycami, a gazowymi olbrzymami. W modelu Elektrycznego Wszechświata grawitacja jest sama w sobie elektrostatyczną dipolarną siłą. Dlatego orbity planet są ustabilizowane poprzez wymianę ładunków pomiędzy ogonami plazmy. Dlatego też szybko przyjmują położenie odpowiadające jak najmniejszej interakcji elektrycznej.
Również odnosi się to do pogody. Większość ludzi nie wie, ze błyskawice nie tworzą sie w chmurach , tylko pochodzą z Kosmosu. Bez chmur byłyby to elektryczne bomby (tak właśnie dzieje się na Wenus).Dlatego większość warunków pogodowych jest spowodowana właśnie tym zjawiskiem.
Jeżeli chodzi o życie, to najbardziej sprzyjające warunki będą panowały w "elektrycznym kokonie" wokół gwiazdy zwanej "brązowym karłem". Promieniowanie chromosfery gwiazdy jest wtedy równomiernie rozłożone i nie ma znaczenia oś rotacji, nachylenie lub ekscentryczność orbity planet. Niezmiernie cienka "atmosfera" takich gwiazd posiada niezbędny węgiel i wodę, które mogą trafić na powierzchnię planet. Czerwone światło zaś jest idealne dla fotosyntezy. Model ten dostarcza również odpowiedzi na pytanie: dlaczego prowadzone przez SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence) badania nie powiodły się? Jakakolwiek zaawansowana cywilizacja na takiej planecie będzie nieświadoma tego, że Wszechświat istnieje na zewnątrz ich własnego gwiezdnego środowiska, ponieważ i radio komunikacja przez wyładowania gwiazdy będzie niemożliwa!
 






Płomień świecy w polu elektrycznym między dwoma odmiennie naładowanymi płytami będzie zorientowany  na bok, bo płomień jest częściowo zjonizowaną plazmą. W związku z tym reaguje silniej na siły elektryczne pomiędzy płytkami, niż z termicznych sił konwekcyjnych w polu grawitacyjnym.




                            Thunderbolts of the Gods [Napisy PL]



 Elektryczne komety spisują na nowo naukę o kosmosie 

Trzeciego stycznia, 2010 roku, satelita SOHO wykonał zdjęcia komety dezintegrującej się podczas zbliżania się do Słońca. Kometa była tzw. „Sungrazerem” – kometą posiadającą orbitę w bardzo bliskim sąsiedztwie Słońca. Chociaż nowe raporty na temat komet na większości ludzi nie wywierają wrażenia to Sungrazery stanowią nierozwiązaną dotąd zagadkę dla astronomów.


Sungrazery

Przez wiele dekad, astronomowie trzymali twarde stanowisko, że komety są luźnym skupiskami lodu i pyłu, opisywanymi zwykle jako „brudne śnieżki”. Sam fakt, że niektóre komety mogły przelatywać tak blisko Słońca zanim ulegały zniszczeniu wydaje się logicznym wyzwaniem dla modelu brudnej śnieżki. Na ostatnich zdjęciach Sangrazera, Steve Smith wytyka: „Sangazer zdaje się potwierdzać opinię „Elektrycznego Wszechświata” odnośnie komet”. W 2003 roku poruszająca się blisko Słońca, które przechodziło erupcję CME (wyrzucanie materii z korony Słońca) Kometa NEAT uległa jego oddziaływaniu.
W tamtym czasie astronomowie pominęli jakiekolwiek powiązania między tymi dwoma zdarzeniami ze względu na ogromne różnice w wielkości obu obiektów. Kiedy Kometa 96P/Machholz okrążała słońce, zbliżyła się na odległość taką, że jeśli złożona byłaby z lodu i małego procentu skał i pyłu, uległaby pewnej dezintegracji. A jednak nie zniknęła. W zamian, jej ogromna różnica ładunku spowodowała gigantyczną erupcję CME ze Słońca, rozchodzącą się na miliony kilometrów. 





                                  Kometa 96P/Machholz









 



 Prawda jest taka, że prawie wszystkie konwencjonalne przekonania dotyczące komet zostały podważone przez tą niezwykle znaczącą obserwację. Porównajmy dane modelu komety „brudnej śnieżki” do modelu „Elektrycznego Wszechświata”.
Najważniejsze przypuszczenia znalazły szokujące potwierdzenie w misji „Deep Impact” w 2005 roku. Wciąż jednak brak potwierdzenia z głównych źródeł naukowych.
Również nie dało rozwiązania zaskakujące spalenie Komety Holmesa 17P w 2008 roku, która oddalała się od Słońca. W rzeczy samej biorąc pod uwagę naukową historię komet, możemy znaleźć wiele przykładów, gdy powszechne przekonania przegrywają z czystym przypuszczeniem. Laik może najprościej spojrzeć na najlepsze zdjęcia komet i stwierdzić, że nie przypominają w żaden sposób śnieżek. Przypominają one raczej kamienie w ostrymi krawędziami, a nie obłe kule o których mowa w obowiązującej teorii.

W modelu „Elektrycznego Wszechświata” kometa jest elektrycznie naładowanym ciałem. W czasie swojego długiego pobytu na granicy Układu Słonecznego otrzymuje silny ładunek ujemny, wystarczająco duży by wpłynąć na Słońce. W momencie zbliżania się do wnętrza układu, przyspieszając przez elektryczne pole Słońca, zaczyna wyładowywać ładunek elektryczny produkując znane nam komę oraz ogon komety.


Elektryczna kometa jest przez to związana z elektrycznym obrazem Słońca:

1. Słońce posiada pole elektryczne, które oddziałuje na komety, planety, w tym Ziemię

2. Ziemia, jak każda planeta posiada ładunek elektryczny.

3. Słońce nie jest napędzane przez jakieś wewnętrzne, tajemnicze „nuklearne palenisko”, ale zewnętrzne prądy elektryczne wzdłuż ramion Drogi Mlecznej.

4. 99,9% wszechświata składa się z plazmy, przewodzącego elektryczność medium, wykazującego silne właściwości elektryczne. Cała przestrzeń kosmiczna roi się od naładowanych cząsteczek.

5. Wszystkie dowody na istnienie elektrycznej komety są jednocześnie dowodami na elektryczne Słońce oraz elektryczną naturę gwiazd.

Astronomowie utrzymują się przy twierdzeniu, że komety rodzą się w Obłoku Oorta ok. 4,6 tryliona mil (ok, 7,4 tryliona km) od Słońca. W ostatnich czasach było to proste wytłumaczenie. Jednak kilka lat temu, kometolodzy zaczęli uszczegóławiać teorię, twierdząc, że tylko komety o długiej orbicie mogły powstać w tak odległym obłoku. Naukowcy nie osiągnęli porozumienia skąd biorą się komety o krótkich orbitach. „Być może inne źródła komet jeszcze nie zostały odkryte” mówi astrofizyk David Jewitt.
Zwolennicy przyjętej dotąd teorii długo twierdzili, że komety są „kamieniami Rosetta” (egipski artefakt - kamień, pomógł zrozumień istotę pisma hieroglificznego), które mogą pomóc zidentyfikować pochodzenie Układu Słonecznego. Jednak poglądy te otrzymały potężny cios po weryfikacji informacji z misji NASA „Stardust Mission”. Maleńkie fragmenty pyłu komety, które zostały sprowadzone na Ziemię nie „przyrosły” do komety pod wpływem chłodu przestrzeni kosmicznej, a zostały uformowane przez niesamowicie wysokie temperatury. Mineralne wytrącenie obejmowało związki od anortytu, który tworzony jest przez wapń, sód, aluminium i glinę do diopsydu złożonego z węgla, magnezu i gliny. Formacje złożone z takich minerałów wymagają temperatur rzędu tysięcy stopni Celsjusza by powstać.

Opiekun NASA Michael Zolensky powiedział: “To wielka niespodzianka. Ludzie myśleli, że komety będą po prostu lodowymi formacjami, które uformowały się tam gdzie jest bardzo zimno. To był w pewnym sensie szok nie znaleźć jednego, ale kilka takich związków, co świadczy o powszechnej ich obecności w kometach”.

Badacze byli zmuszeni wyciągnąć nowe wnioski, że te cząsteczki materiału uformowały się w bardzo gorącym regionie bliskim Słońcu lub innej gwieździe. „W najchłodniejszym obszarze Układu Słonecznego znaleźliśmy próbki uformowane w niewiarygodnie wysokich temperaturach.” Powiedział Donald Brownlee, główny badacz projektu „Sturdust”. „Gdy uformowały się te minerały były gorącymi czerwonymi lub białymi drobinami, a jednak zostały znalezione na Syberii Układu Słonecznego”.



Niektórzy naukowcy spekulowali, że być może coś zdarzyło się w lub bardzo blisko Słońca, w momencie jego formowania, wyrzucając ogromne ilości materiału na peryferia domeny Słońca (daleko daleko za orbitą Plutona) na całej drodze do Obłoku Oorta. Wtedy przypomnieli sobie, że stworzyłoby sprzeczność z obecnością pasów asteroid. „Jeśli wystąpiłoby takie zdarzenie, tak jak sugerują rezultaty, to jak możemy zachować jakikolwiek podział na strefy w Układzie Słonecznym” zapytał Zolensky. „To stwarza kolejne pytania”.

Raport z 2007 roku mówi dosyć jednoznacznie, że części Wild 2 (kometa) uformowały się w pobliżu Słońca. Spacedaily.com pisze:

Analizy izotropowa i promieniami rentgenowskimi wskazuje na pochodzenie z gorącego, gazowo-pyłowego środowiska w pobliżu młodego Słońca. Wstrząsającym faktem jest natomiast, to, że kometolodzy nie są w stanie dać nam składnej historii formowania się komet. A rażące sprzeczności są ledwie brane pod uwagę, jeśli w ogóle. Zagadki misji „Sturdust”, które pod kątem teorii „Elektrycznego Wszechświata” są proste do wyjaśnienia, nie są nawet wspomniane w raporcie Space.com. Oczywistym jest, że na pytanie odnośnie pochodzenia komet silnie wpływa fakt odnalezienia związków powstających wyłącznie przy gigantycznych temperaturach.
Teoria „Elektrycznego Wszechświata” wysnuwa całkiem inną hipotezę na temat pochodzenia komet i asteroid. W epoce niestabilności planet w naszym układzie, wiele z nich, jak również wiele księżycy poruszając się w polu elektrycznym Słońca i zanurzając się w elektrycznym środowisku, doświadczyło wzajemnego oddziaływania między sobą. Elektryczny łuk rozbił mniejsze księżyce i zaorał powierzchnie planet, stwarzając najbardziej dramatyczne blizny, które obserwujemy na tych ciałach niebieskich. Blizny te dotyczą między innymi „Valles Marineris”, zdumiewająco piękny kanion rozciągający się na długości ponad 3 tys. mil na powierzchni Marsa. Pod tym katem, komety i asteroidy, które obserwujemy dzisiaj są tylko resztkami po tym wydarzeniach. Warto zauważyć, że komety uformowały się z tych samych materiałów co planety i księżyce. 


Ta wizja historii planet pomogłaby wyjaśnić obecność komet z pasa głównego , zagadkę dla astronomów przystających na teorię „brudnej śnieżki”. Relacja Space.com z 2007 roku zadaje pytanie „Dlaczego komety znajdują się tak blisko Słońca?”. Raport mówi „Do tego odkrycia, naukowcy sądzili, że żadne komety nie mogły przetrwać w tak bliskim sąsiedztwie Słońca, ze względu na wysokie temperatury”. Ale znowu, jeśli teoretycy „Elektrycznego Wszechświata” mają rację, komety nie były w pobliżu Słońca od bilionów lat. Nie były to nawet miliony. Komety są pozostałością katastrofy z niedawnej historii Układu Słonecznego.
Zaskakującą rzeczą, która zdarzyła się na początku XX wieku, było zademonstrowanie przez norweskiego fizyka Kristiana Birkelanda eksperymentalnego dowodu na poprawność modelu elektrycznej komety. Udało mu się naśladować strumienie komety, wydobywające się z katody w próżni (w tubie). Birkeland napisał: „Z grafitowej katody wydobyły się podłużne słupki światła przypominające żywo tzw. erupcje lub strumienie komet.”.


Urządzenie Kristiana Birkelanda

Z perspektywy modelu “Elektrycznego Wszechświata”, strumienie komet powstają w interakcji pomiędzy ładunkiem elektrycznym komety a wyrzuconą przez Słońce plazmą. Kometa spędza większość czasu daleko od Słońca, gdzie ładunek plazmy jest niewielki. Kometa porusza się powoli i jej bilans elektryczny jest łatwo uzyskiwany w takim środowisku. Z drugiej strony, w momencie zbliżania się komety do Słońca, jądro poruszą się z ogromna prędkością przez obszary z rosnącym natężeniem ładunku i wieloma gwałtownymi zmianami charakterystyk elektrycznych. Ładunek powierzchni jadra oraz wewnętrzna polaryzacja, nabyta w dalekiej przestrzeni kosmicznej odpowiada w nowym środowisku w postaci formujących się strumieni, plazmowej otoczki lub komy. Strumienie ulegają spalaniu i przesuwają się po jadrze nieregularnie pozwalając na wytworzenie dodatkowych ogonów komety. Może się też zdarzyć, że kometa wybuchnie niczym przeciążony kondensator, rozłamując się na mniejsze fragmenty i ostatecznie znikając.

Wyładowania elektryczne komet mogą również zajść w momencie wystąpienia zakłóceń w jej plazmowej otoczce, w momencie przemieszczania się przez niestałe elektrycznie obszary. Wydaje się, że taki właśnie los spotkał Kometę Holmesa 17P w momencie gdy oddalała się od Słońca.
Wiele innych „tajemniczych” odkryć związanych z kometami oraz ich obserwacjami najlepiej wyjaśnianych prze model „Elektrycznego Wszechświata”:

* Niespodziewanie wysokie temperatury oraz emisje promieni rentgenowskich, których źródłem są komety (nigdy nie przewidywane przez standardową teorię)

* Ostro zakończone krawędzie komet – dokładne przeciwieństwo oczekiwane po modelu “brudnej śnieżki”

* Niewyjaśnione zdolności stosunkowo małego jądra komety do utrzymania dużej, sferycznej komy o średnicach liczonych w milionach mil, mimo wiatru słonecznego (fenomen graficznie przedstawiony przez Kometę Homesa 17P)

* Wyrzucanie większych cząsteczek oraz “żwiru”, które nie były przewidziane w teorii chmur lodu, gazu i pyłu.

* Mały zasób lub kompletny brak wody oraz innych związków gazowych w jądrze komety

* Spotykane zjawisko uprzedniego rozbłysku, przed uderzeniem „pocisku” w jądro Komety Tempel 1 (Deep Impact). Ostatnio, magazyn Icarus opublikował raport potwierdzający, że rzeczywiście doszło do rozbłysku w sąsiedztwie miejsca uderzenia – tak jak można było się spodziewać wyładowania elektrycznego poprzedzającego uderzenie. 


Ten film przedstawia  zarejestrowany przez satelitę Stardust dźwięk emitowany przez kometę Tempel 1. Przeleciał obok tej komety bodajże 15 lutego 2011 roku w odległości 181 km. 











Jest to ewidentny dźwięk suchego wyładowania elektrycznego. Dokładnie taki sam można usłyszeć w czasie wyładowań z maszyny elektrostatycznej. 


 Sonda Cassini dostarczyła kolejnych dowodów na elektryczną budowę wszechświata. 







Dodam jeszcze ciekawy artykuł o Unifikacji  w wyższych wymiarach.





Wysunięta przez Kaluzę w 1919 roku hipoteza o istnieniu w naszym Wszechświecie dodatkowych wymiarów przestrzennych sama w sobie zasługiwała na uwagę. Szczególne znaczenie zyskała jednak w związku z ogólną teorią względności Einsteina. Teoria ta odnosiła się do Wszechświata o trzech wymiarach przestrzennych i jednym czasowym. Ale jej matematyczną strukturę dało się w dość prosty sposób rozszerzyć, aby zapisać analogiczne równania dla wszechświata o większej liczbie wymiarów przestrzennych. Przy założeniu, że istnieje tylko jeden dodatkowy wymiar, Kaluza przeprowadził odpowiednią matematyczną analizę i otrzymał nowe równania.

Zauważył, że jego równania odnoszące się do trzech zwykłych wymiarów mają w zasadzie identyczną postać jak równania Einsteina. Ponieważ jednak Kaluza dodał jeden wymiar przestrzenny, zgodnie z oczekiwaniami otrzymał też dodatkowe równania, których teoria Einsteina nie zawierała. Po ich zbadaniu uczony uświadomił sobie coś zadziwiającego. Te dodatkowe równania nie były niczym innym, jak równaniami zapisanymi przez Maxwella w latach osiemdziesiątych XIX wieku, równaniami opisującymi siłę elektromagnetyczną. Dodając jeden wymiar przestrzenny, Kaluza zjednoczył teorię grawitacji Einsteina z teorią światła Maxwella.

Przed odkryciem Kaluzy grawitację i elektromagnetyzm uważano za dwie nie związane ze sobą siły. Mając dość twórczej odwagi, aby wyobrazić sobie, że nasz Wszechświat ma dodatkowy wymiar przestrzenny, Kaluza pokazał, iż tak naprawdę między owymi siłami istnieje ścisła zależność. Zgodnie z jego teorią zarówno grawitacja, jak i elektromagnetyzm wiążą się ze zniekształceniami w strukturze przestrzeni. Grawitację przenoszą zaburzenia w znanych nam trzech wymiarach przestrzennych, natomiast elektromagnetyzm propaguje się dzięki zniekształceniom w nowym, zwiniętym wymiarze.

Kaluza przesłał swój artykuł Einsteinowi, którego początkowo zaintrygowało to odkrycie. 21 kwietnia 1919 roku odpisał Kaluzie, że nigdy nie wpadł na pomysł, aby osiągnąć unifikację przez wprowadzenie "pięciowymiarowego [cztery wymiary przestrzenne i jeden czasowy], cylindrycznego świata". Po czym dodał: "na pierwszy rzut oka Pański pomysł niezmiernie mi się podoba". Tydzień później Einstein wysłał jednak do Kaluzy list wyrażający sceptycyzm: "Przeczytałem dokładnie Pański artykuł i stwierdzam, że jest naprawdę interesujący. Na razie nie znalazłem w nim nic niemożliwego. Z drugiej strony, muszę przyznać, że przytoczone argumenty nie są dość przekonujące". Ponad dwa lata później, po dokładnym przeanalizowaniu nowatorskiego podejścia Kaluzy, 14 października 1921 roku Einstein jeszcze raz do niego napisał: "Zastanawiam się ponownie, czy słusznie zniechęciłem Pana dwa lata temu do publikacji Pańskiego artykułu, zawierającego pomysł na połączenie grawitacji z elektrycznością. [...] Jeśli Pan sobie życzy, ostatecznie jestem skłonny przedstawić Pańską pracę Akademii". W końcu, z opóźnieniem, Kaluza otrzymał aprobatę mistrza.

Chociaż koncepcja Kaluzy była piękna, późniejsze jej badania pokazały, że pozostaje ona w sprzeczności z rezultatami doświadczeń. W wyniku najprostszych prób włączenia do tej teorii elektronu między jego masą a ładunkiem powstawały związki, które znacznie się różniły od zmierzonych wartości. Ponieważ nie znaleziono żadnego sposobu, aby rozwiązać ten problem, fizycy przestali interesować się pomysłem Kaluzy. Einstein i inni co jakiś czas wracali do możliwości istnienia dodatkowych, zwiniętych wymiarów, ale wkrótce tego rodzaju badania znalazły się na peryferiach fizyki teoretycznej.

W rzeczywistości koncepcja Kaluzy znacznie wyprzedzała swoje czasy. Dopiero w latach dwudziestych fizycy teoretyczni i doświadczalni rozwinęli badania, których celem było zrozumienie zasadniczych praw mikroświata. Teoretycy poświęcili się próbom stworzenia mechaniki kwantowej i kwantowej teorii pola. Fizycy doświadczalni musieli jeszcze odkryć szczegółowe właściwości atomu i innych elementarnych składników materii. Teoria kierowała eksperymentem, a eksperyment udoskonalał teorię. Fizycy przez pół wieku parli do przodu, aby w końcu stworzyć Model Standardowy. Nie ma nic dziwnego w tym, że w owych produktywnych i ekscytujących czasach nikt nie zajmował się spekulacjami na temat dodatkowych wymiarów. Kiedy fizycy badali możliwości metod mechaniki kwantowej, a ich przewidywania dawało się doświadczalnie sprawdzić, nie budziła szczególnego zainteresowania hipoteza, że Wszechświat jest zupełnie inny w skalach o wiele mniejszych niż te, które badano za pomocą najlepszych urządzeń.

Ale wcześniej czy później każdy kierunek badań, choćby należał do najbardziej popularnych, przestaje się rozwijać. Teoretyczną strukturę Modelu Standardowego dobrze poznano właściwie do końca lat sześćdziesiątych. Przed początkiem lat osiemdziesiątych wiele przewidywań związanych z tym modelem potwierdzono doświadczalnie i większość fizyków cząstek uznała, że sprawdzenie reszty to tylko kwestia czasu. Chociaż kilka istotnych szczegółów pozostało nie wyjaśnionych, wiele osób czuło, że na zasadnicze pytania dotyczące oddziaływań silnych, słabych i elektromagnetycznych znaleziono już odpowiedź.

W końcu sytuacja dojrzała do tego, aby znów podjąć najważniejszą kwestię związaną z tajemniczą sprzecznością między mechaniką kwantową a ogólną teorią względności. Sukces w sformułowaniu teorii kwantowej opisującej trzy spośród czterech oddziaływań zachęcił fizyków do podjęcia prób włączenia czwartej siły - grawitacji. Przeanalizowano wiele pomysłów. Bezskutecznie. Fizycy stali się wówczas bardziej otwarci na stosunkowo radykalne propozycje. I tak teoria Kaluzy-Kleina, którą odrzucono pod koniec lat dwudziestych, została wskrzeszona.

Współczesna teoria Kaluzy-Kleina

Od momentu wysunięcia przez Kaluzę jego hipotezy minęło sześćdziesiąt lat. Przez ten czas zrozumiano wiele problemów fizycznych. Stworzono i potwierdzono doświadczalnie całą mechanikę kwantową. Odkryto i dobrze poznano oddziaływania silne oraz słabe, nieznane jeszcze w latach dwudziestych. Niektórzy fizycy sugerowali, że pierwotna propozycja Kaluzy nie zdała egzaminu, ponieważ badacz nie wiedział o istnieniu tych sił i w związku z tym jego reforma przestrzeni musiała być konserwatywna. Istnienie większej liczby oddziaływań wiązało się z koniecznością wprowadzenia jeszcze większej liczby wymiarów. Dowodzono, że choć pojedynczy wymiar kołowy wskazuje na istnienie związku między ogólną teorią względności a elektromagnetyzmem, związek ten okazuje się niewystarczający.

Do połowy lat siedemdziesiątych intensywnie badano teorie wskazujące na większą liczbę wymiarów. Rycina 8.7 to przykład przestrzeni z dwoma dodatkowymi zwiniętymi wymiarami. Mają one postać powierzchni piłki, czyli sfery. Tak jak w przypadku pojedynczego wymiaru kołowego, te dodatkowe wymiary dołączone są w każdym punkcie zwykłych rozciągłych wymiarów. (Chcąc zachować przejrzystość rysunku, przedstawiliśmy tylko próbkę sferycznych wymiarów w równo oddalonych od siebie punktach siatki wymiarów rozciągłych). Poszczególne teorie różnią się nie tylko liczbą dodatkowych wymiarów, ale także ich kształtem. Na rycinie 8.8 pokazano fragment przestrzeni o dwóch dodatkowych wymiarach mających kształt obwarzanka, czyli torusa. Łatwo sobie wyobrazić bardziej skomplikowane możliwości, w których różne niesamowite kształty tworzą trzy, cztery, pięć dodatkowych wymiarów przestrzennych, a w zasadzie dowolną ich liczbę. Jedyne ograniczenie wiąże się z tym, że wszystkie wymiary muszą być mniejsze od najmniejszych odległości, jakie potrafimy badać. Żaden eksperyment bowiem nie wykazał jeszcze ich istnienia.


Dwa dodatkowe wymiary zwinięte w kształt sfery.



Najbardziej obiecująco zapowiadały się te hipotezy na temat istnienia większej liczby wymiarów, które uwzględniały supersymetrię. Fizycy mieli nadzieję, że częściowe znoszenie się największych fluktuacji kwantowych w wyniku istnienia superpartnerów zwykłych cząstek złagodzi sprzeczność między grawitacją a mechaniką kwantową. Teorie obejmujące grawitację, dodatkowe wymiary i supersymetrię zaczęto nazywać supergrawitacją o wyższej liczbie wymiarów.

Podobnie jak pierwotna hipoteza Kaluzy, różne wersje supergrawitacji wydawały się na początku dość obiecujące. Nowe równania otrzymywane dzięki wprowadzeniu dodatkowych wymiarów niezmiernie przypominały równania używane do opisu elektromagnetyzmu, a także oddziaływań silnych i słabych. Dokładne badania ujawniły jednak, że stare przeszkody pozostały. Co ważniejsze, wprawdzie supersymetria nieco osłabiła zgubne kwantowe zafalowania przestrzeni na małych odległościach, ale nie na tyle, by dało się stworzyć sensowną teorię. Trudno było również znaleźć spójną teorię zakładającą istnienie większej liczby wymiarów, która opisywałaby wszystkie właściwości sił i materii.

Zrozumiano, że choć istnieją fragmenty zunifikowanej teorii, brakuje kluczowego elementu, który połączyłby je ze sobą w sposób kwantowomechanicznie spójny. Ów brakujący element - teoria strun - pojawił się w 1984 roku.

Dodatkowe wymiary i teoria strun

Z tego, o czym pisano wyżej, wynika, iż nie można wykluczyć, że nasz Wszechświat ma dodatkowe zwinięte wymiary przestrzenne o bardzo małych rozmiarach. Dodatkowe wymiary mogą wydawać się nam czymś sztucznym. Niemożność badania odległości mniejszych niż jedna miliardowa miliardowej metra pozwala nam nie tylko wprowadzić w tych skalach dodatkowe wymiary, ale i zrealizować wszelkie najdziwaczniejsze pomysły - nawet umieścić tam mikroskopijną cywilizację z maleńkimi zielonymi ludzikami. Chociaż pierwsza z tych możliwości ma z pewnością bardziej racjonalne uzasadnienie niż druga, postulowanie każdej z tych niezbadanych doświadczalnie - i obecnie niemożliwych do sprawdzenia - ewentualności wydaje się równie uprawnione.

Tak było przed powstaniem teorii strun. Struktura ta rozwiązuje zasadniczą sprzeczność współczesnej fizyki - niezgodność między mechaniką kwantową a ogólną teorią względności - i daje zunifikowany obraz wszystkich podstawowych składników materii i sił natury. Okazuje się jednak, że dokonuje tego, zakładając istnienie we Wszechświecie dodatkowych wymiarów przestrzennych.

Oto dlaczego. Do największych osiągnięć mechaniki kwantowej należy konstatacja, że nasza możliwość przewidywania zasadniczo ogranicza się do stwierdzeń, iż dany wynik otrzymamy z określonym prawdopodobieństwem. Chociaż można się zgodzić z opinią Einsteina, iż jest to niepożądana cecha naszego obecnego obrazu natury, wydaje się, że tak wygląda rzeczywistość. Przyjmijmy ją więc. Wszyscy wiemy, że prawdopodobieństwa określa się za pomocą liczb o wartościach między 0 a 1 lub procentowo - wtedy liczby mają wartości od 0 do 100. Fizycy stwierdzili, że podstawową oznaką zawodności teorii kwantowomechanicznej jest otrzymywanie w wyniku obliczeń prawdopodobieństw, które nie mieszczą się w tych granicach. Ostrą sprzeczność w strukturze cząstek punktowych między ogólną teorią względności a mechaniką kwantową widać po tym, że w obliczeniach otrzymuje się nieskończone prawdopodobieństwa. Teoria strun, jak stwierdziliśmy, usuwa te nieskończoności. Nie wspomnieliśmy jednak o pewnym subtelnym problemie, który pozostał. Wkrótce po stworzeniu teorii strun fizycy zauważyli, że część obliczeń kończy się ujemnymi prawdopodobieństwami. One również wykraczają poza dozwolony zakres. Na pierwszy rzut oka wydawało się więc, że mechanika kwantowa niszczy teorię strun.

Dzięki determinacji i uporowi fizycy znaleźli w końcu przyczynę tego niepokojącego zjawiska. Otóż jeśli struna musi przebywać na dwuwymiarowej płaszczyźnie - takiej jak powierzchnia stołu lub węża ogrodowego - liczba niezależnych kierunków, w których może drgać, maleje do dwóch: prawo-lewo i przód-tył. Każde drganie ograniczone do tej powierzchni stanowi pewną kombinację drgań w owych dwóch kierunkach. Widzimy więc, że struna w Krainie Płaszczaków, wszechświecie węża ogrodowego lub jakimkolwiek innym dwuwymiarowym świecie również jest ograniczona do drgań w dwóch niezależnych kierunkach przestrzennych. Gdyby jednak struna opuściła tę powierzchnię, liczba niezależnych kierunków drgań wzrosłaby do trzech, ponieważ wtedy struna drgałaby także w kierunku góra-dół. Podobnie, we Wszechświecie o trzech wymiarach przestrzennych struna drga w trzech niezależnych kierunkach. Chociaż trudniej to sobie wyobrazić, schemat ten odnosi się także do wszechświata o większej liczbie wymiarów przestrzennych. We wszechświecie takim istnieje jeszcze więcej możliwych kierunków drgań struny.

Zwracamy tak dużą uwagę na drgania struny, ponieważ fizycy stwierdzili, że kłopotliwe wyniki obliczeń wiążą się właśnie z liczbą niezależnych kierunków jej drgań. Ujemne prawdopodobieństwa pojawiały się na skutek niedopasowania wymagań teorii do tego, co zdawała się narzucać rzeczywistość. Z obliczeń wynikało, że gdyby struny drgały w dziewięciu niezależnych kierunkach przestrzennych, wszystkie ujemne prawdopodobieństwa by znikły. Cóż to oznacza? Jeśli teoria strun ma opisywać nasz trójwymiarowy świat, nadal musimy rozwiązać pewne trudności.

Ale czy rzeczywiście? Idąc tropem wyznaczonym pół wieku wcześniej przez Kaluzę i Kleina, zauważamy, że podejście to, być może, wybawi nas z kłopotliwej sytuacji. Skoro struny są wyjątkowo małe, mogą wibrować nie tylko w dużych, rozciągłych wymiarach, ale także w małych i zwiniętych. Mamy więc szansę spełnić wymaganie teorii strun, aby na Wszechświat składało się dziewięć wymiarów przestrzennych, zakładając - za Kaluzą i Kleinem - że oprócz trzech znanych, rozciągłych wymiarów przestrzennych istnieje sześć zwiniętych. W ten sposób uratowano teorię strun, której groziła już eliminacja ze świata użytecznych teorii fizycznych. Co więcej, teoria strun nie tyle postuluje istnienie dodatkowych wymiarów, jak to robili Kaluza, Klein i ich kontynuatorzy, lecz wręcz tego wymaga. Aby miała sens, Wszechświat powinien odznaczać się dziewięcioma wymiarami przestrzennymi i jednym czasowym, czyli w sumie dziesięcioma wymiarami. W ten sposób hipoteza Kaluzy z 1919 roku znajduje swoje najbardziej przekonujące i najlepsze zastosowanie.
Fizyczne wnioski z dodatkowych wymiarów

W ciągu lat badań prowadzonych od momentu opublikowania artykułu Kaluzy stało się jasne, że chociaż wszystkie proponowane przez fizyków dodatkowe wymiary muszą być mniejsze niż te, które bezpośrednio "oglądamy" (gdyż ich dotąd nie dostrzegliśmy), mają one pośredni wpływ na obserwowane przez nas prawa fizyki. W teorii strun ten związek między mikroskopowymi właściwościami przestrzeni a obserwowanymi prawami fizycznymi widać szczególnie wyraźnie.

Aby ułatwić zrozumienie całego problemu, przypomnijmy, że masy i ładunki cząstek są w teorii strun określone przez rezonansowe drgania struny. Wyobraźmy sobie ruchomą, oscylującą strunę, a natychmiast stanie się dla nas jasne, że drgania te ulegają wpływom jej przestrzennego otoczenia. Za przykład niech posłużą fale oceanu. Na otwartym morzu izolowane wzory drgań powstają stosunkowo swobodnie i rozchodzą się w rozmaite strony. Podobnie dzieje się z drganiami struny, gdy porusza się ona w dużych, rozciągłych wymiarach przestrzennych. Jak opisano w rozdziale szóstym, struna taka w dowolnej chwili równie swobodnie oscyluje w każdym z rozciągłych kierunków. Jeśli jednak fala oceanu przejdzie przez jakieś ciasne miejsce, dokładna postać jej ruchu z pewnością się zmieni pod wpływem, na przykład, głębokości wody, położenia i kształtu napotkanych skał oraz kanałów i tak dalej. Innym przykładem jest piszczałka organów lub róg. Dźwięki wytwarzane przez każdy z tych instrumentów powstają bezpośrednio na skutek pojawienia się we wnętrzu danego instrumentu drgających w rezonansie strumieni powietrza. Drgania te są z kolei określone przez rozmiary i kształt instrumentu, przez który przechodzą strumienie powietrza. Zwinięte wymiary przestrzenne wywierają podobny wpływ na rezonansowe drgania struny. Ponieważ małe struny drgają we wszystkich wymiarach przestrzennych, sposób zwinięcia i wzajemnego ustawienia dodatkowych wymiarów w znaczący sposób wpływa na strunę i nakłada duże ograniczenia na możliwe rezonansowe wzory drgań. Wzory te, w dużej mierze wyznaczone przez geometrię dodatkowych wymiarów, tworzą widmo możliwych właściwości cząstek, które to właściwości obserwujemy w znanych, rozciągłych wymiarach. Geometria wyższych wymiarów wyznacza więc podstawowe cechy fizyczne, takie jak masy i ładunki cząstek, obserwowane w zwykłych trzech dużych wymiarach przestrzennych, znanych z codziennego doświadczenia.

Stwierdzenie to jest niezwykle ważne. Powtórzymy je więc raz jeszcze. Zgodnie z teorią strun Wszechświat składa się z małych strun, których rezonansowe drgania są mikroskopowym źródłem mas cząstek i ładunków sił. Teoria strun wymaga również istnienia dodatkowych wymiarów przestrzennych, które muszą być zwinięte do bardzo małych rozmiarów, skoro nigdy ich nie widzieliśmy. Ale mała struna może badać jedynie przestrzeń w małej skali. Gdy struna się porusza i wibruje, geometryczna postać dodatkowych wymiarów decyduje o właściwościach jej rezonansowych drgań. Ponieważ owe wzory drgań widzimy w postaci mas i ładunków cząstek elementarnych, dochodzimy do wniosku, że te podstawowe cechy Wszechświata są w dużej mierze określone przez geometryczne rozmiary i kształt dodatkowych wymiarów. Jest to jedno z najdonioślejszych odkryć teorii strun.

Skoro dodatkowe wymiary w tak dużym stopniu kształtują podstawowe fizyczne właściwości Wszechświata, powinniśmy z niesłabnącym uporem dążyć do tego, by zrozumieć, jak owe wymiary wyglądają.

Jak wyglądają zwinięte wymiary?

Dodatkowych wymiarów przestrzennych pojawiających się w teorii strun z pewnością nie można poukładać byle jak. Równania tej teorii w znacznym stopniu wyznaczają ich geometryczną postać. W 1984 roku Philip Candelas z Uniwersytetu Teksasu w Austin, Gary Horowitz i Andrew Strominger z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara oraz Edward Witten udowodnili, że warunki te spełnia pewna szczególna klasa sześciowymiarowych kształtów geometrycznych. Znamy je jako przestrzenie (lub kształty) Calabiego-Yau. Nazwę nadano na cześć dwóch matematyków, Eugenio Calabiego z Uniwersytetu Pensylwanii i Shing-Tunga Yau z Uniwersytetu Harvarda, których badania w pokrewnej dziedzinie, jeszcze przed powstaniem teorii strun, w ogromnym stopniu przyczyniły się do zrozumienia tych przestrzeni. Chociaż matematyka opisująca przestrzenie Calabiego-Yau jest skomplikowana, łatwo pokazać ich wygląd na rysunku.

Rycina 8.9 przedstawia jedną z przestrzeni Calabiego-Yau. Patrząc na rysunek, pamiętajmy o pewnych nieuniknionych ograniczeniach. Na dwuwymiarowej kartce papieru bowiem przedstawiono kształt sześciowymiarowy, a to spowodowało wprowadzenie znacznych zniekształceń. Niemniej rycina 8.9 oddaje ogólny wygląd przestrzeni Calabiego-Yau. Kształt przedstawiony na rycinie 8.9 to jeden z dziesiątków tysięcy przykładów tej przestrzeni, które spełniają skomplikowane wymagania teorii strun co do dodatkowych wymiarów. Chociaż przynależność do klubu liczącego dziesiątki tysięcy członków nie wydaje się zbytnim wyróżnieniem, miejmy świadomość, że liczba kształtów matematycznie możliwych jest nieskończona. Z tego punktu widzenia przestrzenie Calabiego-Yau rzeczywiście należą do rzadkości.

Przykład przestrzeni Calabiego-Yau.


 

Zgodnie z teorią strun Wszechświat ma dodatkowe wymiary zwinięte do postaci przestrzeni Calabiego-Yau.
Wyobraźmy sobie teraz, że każdą ze sfer przedstawiających zwinięte wymiary (por. ryc. 8.7) zastępujemy przestrzenią Calabiego-Yau. Oznacza to, że zgodnie z teorią strun w każdym punkcie trzech znanych nam rozciągłych wymiarów znajduje się sześć nieznanych dotąd wymiarów, ciasno zwiniętych do postaci jednego ze skomplikowanych kształtów, przypominających ten, który pokazano na rycinie 8.10. Wymiary te są nieodłączną częścią struktury przestrzennej. Istnieją wszędzie. Jeśli na przykład zatoczymy ręką łuk, poruszamy nią nie tylko w trzech rozciągłych wymiarach, ale także w tych zwiniętych. Zwinięte wymiary są jednak na tyle małe, że gdy ruszamy ręką, obiegamy je olbrzymią liczbę razy, powracając wielokrotnie do punktu wyjścia. Ich mała wielkość sprawia, że nie ma w nich miejsca na ruch tak dużego obiektu, jak nasza ręka. Ruch ten się uśrednia. Po zatoczeniu łuku nie zdajemy sobie sprawy z podróży odbytej w zwiniętych wymiarach Calabiego-Yau.
Jest to zaskakująca właściwość teorii strun. Jeśli jednak mamy umysł praktyczny, musimy wrócić do zasadniczej kwestii, która pojawiła się w naszych rozważaniach. Teraz, kiedy lepiej wyobrażamy sobie, jak wyglądają dodatkowe wymiary, zastanówmy się nad cechami fizycznymi wynikającymi z drgań strun w tych wymiarach i związkiem tych właściwości z wynikami doświadczeń. To najważniejsze pytanie, przed jakim stoi teoria strun.


Spojrzenie Biblijne na otaczający nas Świat
                   Konferencja Kreacjonizmu Seattle 2006
prowadzi : Spike Psarris były inżynier dla wojskowego programu kosmicznego.


Dlaczego nie WIERZĘ w TEORIĘ ewolucji - Konferencja Kreacjonizmu (cz.1) 

Zachęcam  was do obejrzenia  również pozostałych  części, które dostępne pod tym linkiem 

http://www.youtube.com/watch?v=md5NeY9PgXA&list=PLEB8AC95A4E77FE6A

 

 

O naszym środowisku Ziemskim i oddziaływaniu na organizmy żywe

Odizolowanie roślin i zwierząt od naturalnego Pola Elektro-Magnetycznego PEM  wywołuje niekorzystne objawy. 

Nasiona nie kiełkują, rośliny przestają rosnąć, a ich tropizmy ulegają zaburzeniu.

Zwierzęta tracą apetyt, linieją, wykazują objawy chwiejności wegetatywnego układu nerwowego oraz nerwic. 

Obserwuje się także zmiany histologiczne tkanek .

 





Źródła :

 http://www.the-electric-universe.info/gallery.html

 http://blog.world-mysteries.com/science/the-electric-universe/

http://www.thunderbolts.info/wp/

 http://www.wiw.pl/biblioteka/piekno_greene/03.asp

źródło:  http://abelikain.blogspot.com/2013/06/elektryczny-wszechswiat.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.