"Były premier Kazimierz Marcinkiewicz nie pracuje już dla wielkiego banku
inwestycyjnego Goldman Sachs. Jednak wciąż pracuje tam sporo byłych
polityków, a jego byli pracownicy zajmują najwyższe stanowiska w
światowej polityce. Dla banku pracowali premier Włoch, minister finansów
Grecji, szef Europejskiego Banku Centralnego czy byli szefowie Banku
Światowego czy sekretarze skarbu USA. Na czym polega fenomen tej
korporacji?"
Kazimierz Marcinkiewicz skorzystał z pozycji, jaką wyrobił sobie przez
ponad 9 miesięcy kierowania polskim rządem. Po słabo opłacanej posadzie w
administracji publicznej w 2008 roku dostał intratną posadę w Goldman
Sachs. Jako doradca do spraw Polski w londyńskim oddziale firmy zajmował
się "otwieraniem drzwi", czyli lobbowaniem przy intratnych przejęciach
lub prywatyzacjach. Jednak Goldman ma swoich ludzi nie tylko wśród
politycznych emerytów.
Najważniejszymi ludźmi Goldmana nie są 32 tysiące
jego pracowników, ale ci, którzy już tam nie pracują. To oni po
karierze w firmie trafiają na najwyższe szczeble polityki. Od lat firma
umieszcza swoich najbardziej zaufanych ludzi w ministerstwach finansów,
rządach, bankach centralnych czy światowych instytucjach gospodarczych,
takich jak Bank Światowych.
Jednym z kluczowych urzędników, którzy przeszli taką drogę jest Henry Paulson.
Przez 8 lat, do 2006 roku był prezesem Goldman Sachs. W banku pracował
jednak od 1974 roku, wcześniej przez 4 lata pracując w administracji.
Wrócił do niej w 2006 roku, nie jako podrzędny urzędnik, ale jako
sekretarz skarbu Stanów Zjednoczonych.
Po dwóch latach stanęło przed nim wielkie wyzwanie – 15 września upadł bank Lehmann Brothers
i amerykański system finansowy stanął na krawędzi bankructwa. Wyciągnął
go znad niej – oczywiście za pieniądze obywateli – właśnie Paulson.
Przygotował największy w historii plan ratunkowy dla banków . Najwięcej
skorzystać miał na nim były pracodawca Paulsona, Goldman Sachs.
Zobacz też: Goldman Sachs wspiera Mitta Romneya. Bankierzy dali mu prawie milion dolarów, chociaż wcześniej popierali Obamę
Goldman Sachs jest jednym z najbardziej szczodrych dawców na kampanie
wyborcze amerykańskich polityków. "Korporacje prześcigają się w
ogromnych darowiznach na kampanie wyborcze" – mówił Dan Rather, gwiazda
amerykańskiej telewizji informacyjnej w filmie "Nowi władcy świata. Bank
Goldman Sachs". "Nasze ostatnie [w 2008 roku – przyp. red.] wybory
prezydenckie kosztowały dwa miliardy dolarów. Dwa miliardy, nie miliony.
Oczywiście są bezinteresowni donatorzy, ale większość z nich liczy, że
dostanie coś w zamian" wyjaśniał. Zdeklarowanym Demokratą jest Lloyd Blankfein, obecny prezes Goldmana. Komentatorzy oceniają, że to dzięki temu w mijającej kadencji bywał w Białym Domu 14 razy.
Jednak ta praktyka funkcjonowała już za Clintona. W 1993 roku uczynił on
szefem Narodowej Rady Ekonomicznej Roberta Rubina. "Spędził prawie całe
zawodowe życie w jednej z najbardziej wszechmocnych maszyn pieniężnych,
prestiżowej firmy inwestycyjnej Goldman Sachs. (…) W 1990 roku został
współzarządzającym banku. Ale kiedy prezydent Clinton poprosił go o
zostanie politykiem, powiedział "tak" – porzucając ogromną fortunę. W
1992 r., czyli rok przed wstąpieniem do administracji, zarobił w Goldman
Sachs 26 milionów dolarów" – opisywało BBC w 1999 r., kiedy Rubin rezygnował z funkcji sekretarza skarbu po ponad czterech latach na tym stanowisku.
W Goldman Sachs pracowali też Stephen Friedman
(był prezesem wspólnie z Rubinem, później samodzielnie), który kierował
prezydenckimi radami ds. ekonomi i ds. wywiadu zagranicznego oraz Jon Corzine
(następca Friedmana), dziś demokratyczny senator. "Jego pracownicy są
zachęcani do odchodzenia z banku w młodym wieku" – wyjaśniał Chris
Hedges, laureat nagrody Pulitzera i autor książki "Imperium iluzji".
"Przechodzą później do administracji rządowej. Wielu z nich sprawuje
wysokie urzędy polityczne. Nie skłamię, gdy powiem, że w tym kraju nie
da się głosować przeciwko interesom Goldman Sachs" – kontynuował.
Wpływy banku sięgają jednak daleko poza Stany Zjednoczone. Były już prezes Banku Światowego Robert Zoellick trafił do tej instytucji wprost z fotela wiceprezesa Goldman Sachs. "The Independent" wylicza,
że bank ma lub miał wpływy na najwyższych stanowiskach w Niemczech,
Grecji, Belgii czy Francji. Jedna z najważniejszych postaci w Unii
Europejskiej – szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi
także sprawował to stanowisko (2003-2005 r.), po czym został szefem
włoskiego banku centralnego. Dziś w jego rękach spoczywa duża część
odpowiedzialności za przyszłość strefy euro.
Ważne jest jak będzie sobie radził jego rodak i kolega z banku Mario Monti, dziś premier Włoch, niegdyś doradca Goldmana. Pracowali tam też Mark Carney – były szef banku centralnego Kanady, który zastąpił Montiego na stanowisku szefa Rady Stabilności Finansowej, czy Ben Brodadbent po kilku latach w kierownictwie Banku Anglii wrócił do Goldmana.
Może więc rację miał makler Alessio Rastani, który powiedział BBC, że "światem rządzi Goldman Sachs, a nie rządy"."
źródło: http://natemat.pl/47461,marcinkiewicz-nie-pracuje-juz-dla-goldman-sachs-ale-nawet-bez-niego-ten-bank-rzadzi-swiatem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.