Gwiazdki na fladze te same - pentagramy
-----------
"Co roku w tajemniczy sposób z
budżetu UE wyparowuje 4 mld euro. Audytorzy od 18 lat nie chcą
zaakceptować księgowości unijnej, a urzędnicy, którzy ujawniają korupcję
i defraudacje tracą stanowiska. Unia Europejska wydaje miliony na
propagandę pro-unijną i chce - podobnie jak w ZSRR - zakazać krytyki
swojej polityki finansowej. Być może już wkrótce dziennikarze nie będą
mogli negatywnie wypowiadać się na temat skandalicznych posunięć
niektórych polityków.
W tej chwili władze w Brukseli wydają
miliony na dotacje dla organizacji, które zajmują się wyciszaniem
negatywnych doniesień na temat członków administracji europejskiej.
Zdaniem brytyjskiego dziennikarza śledczego Andrew Gilligana z dziennika
„The DailyTelegraph”, jest to kolejny dowód na „orwellowski charakter
instytucji unijnych”.
Jedna z takich organizacji Mediadem
otrzymała prawie 2,5 mln funtów na działalność. Mediadem opisuje swoją
misję, jako „odzyskiwanie wolnych i niezależnych mediów”. Organizacja
postuluje, by w przypadku pomówień polityków przez gazety wprowadzić
surowe kary. Poza przeprosinami i sprostowaniami, media musiałyby płacić
bardzo wysokie odszkodowania. Mediadem chce także, aby zawód
dziennikarza nie był zawodem wolnym. Surowe regulacje w tym zakresie
miałaby być wprowadzone na poziomie europejskim.
Przedstawiciel Mediadem, dr Crauford
Smith napisał w specjalnym raporcie, że „mimo liberalnych koncepcji
wolności mediów, państwa powinny móc podejmować pozytywne działania w
celu ograniczenia wpływu potężnych grup ekonomicznych oraz politycznych.
(...)To oznacza, że ani media, ani osoby, które posiadają lub pracują
dla mediów, nie powinny cieszyć się bezwzględnym prawem do wolności
wypowiedzi”.
W 2001 r. Europejski Trybunał
Sprawiedliwości wydał skandaliczne orzeczenie, stwierdzając, że UE ma
prawo do tłumienia krytyki politycznej dotyczącej jej instytucji i
czołowych postaci. Sąd uznał, że UE ma prawo legalnie karać tych, którzy
„szkodzą wizerunkowi i reputacji instytucji unijnych”.
Rzecznik generalny Trybunału, Damaso
Ruiz-Jarabo Colomer, stwierdził, że nie jest dopuszczalna krytyka
polityki finansowej UE. Porównał ją do bluźnierstwa. Jego zdaniem winna
ona podlegać takim samym ograniczeniom (sic!).
Bruksela stale poszerza zakres
obszaru, który nie może podlegać krytyce. Na przykład w 2011 r. jeden z
urzędników UE zaproponował wprowadzenie zakazu wystawiania ratingów
kredytowych dla krajów, które negocjują pakiety ratunkowe.
Michel Barnier, komisarz ds.
europejskiego rynku wewnętrznego mówił: „Myślę, że jest to zgodne z
prawem, aby kraj, który jest w trakcie negocjacji międzynarodowego czy
europejskiego programu ratunkowego, mógł być traktowany w sposób
wyjątkowy”.
Ubiegłoroczny raport lorda Levesona,
który badał tzw. aferę podsłuchową w Wielkiej Brytanii i zajmował się
kontaktami biznesmenów z politykami, wzywał UE do ściślejszej regulacji
mediów. Stwierdzono w nim, że UE powinna mieć nowe uprawnienia do
egzekwowania kar i pozbawiania zatrudnienia dziennikarzy.
Eurokraci, poważnie zaniepokojeni
powszechnie utrzymującą się krytyką UE w mediach, wydają miliony na
funkcjonowanie „niezależnych” organizacji, które zajmują się propagandą
pro-unijną i postulują uregulowanie rynku prasy. W 2012 r. przeznaczono
na ten cel ponad 682 mln funtów w samej Wielkiej Brytanii.
Wydano m.in. komiks dla dzieci
„Kapitan Euro”, w którym europejski super bohater walczy z „imperium
zła”. Konserwatywny europoseł Brytyjczyk Daniel Hannan dopatrzył się w
nim nawet wyraźnie antysemickiego charakteru. „Wróg” Kapitana Euro,
Doktor Vilder ma wyraźnie zakrzywiony nos i korzysta z wolnego rynku,
aby zarabiać pieniądze, „bez względu na cierpienia innych”. „Doktorowi”
udało się uniknąć aresztowania, mimo zaangażowania w skandal finansowy.
Unijni eksperci chętnie kierują
reklamę do dzieci i młodzieży, ponieważ – jak napisano w wewnętrznym
raporcie – „dzieci mogą pełnić funkcję posłańca w przekazywaniu pewnych
wartości w środowisku domowym. Młodzi ludzie często w praktyce pełnią
funkcję pośredników, pomagając starszym pokoleniom zaakceptować
integrację”.
Unijni urzędnicy chętnie korzystają z
Internetu w celu rozpowszechniania propagandy pro-unijnej. Chcą jednak
regulacji zawartości sieci. W 2012 r. UE zaproponowała „harmonizację”
ustaw we wszystkich 27 państwach członkowskich, która zmusza
poszczególne kraje do usuwania i blokowania treści, których blokady mogą
zażądać konsumenci. Oprócz tego przedstawiciele komisji unijnych wydają
znaczne środki na tropienie i blokowanie „treści groźnych dla
bezpieczeństwa”.
Podsumowując zapędy eurokratów
dziennikarz Sholto Byrnes napisał na łamach gazety „The Independent”:
„Wszystko to musi rodzić głębokie podejrzenie wobec UE, chciwie
pożądającej władzy”. Dodał, że państwa w żadnym wypadku nie powinny
wyzbywać się suwerenności i przekazywać władzę międzynarodowemu
organowi, który nie podlega wyborowi ani kontroli."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.