W maju 2012 roku minister Nowak
przyznał, że autostrada A2 łącząca Warszawę z zachodnią granicą nie
zostanie ukończona na czas. Tygodnik „Wprost” ujawnił wtedy, iż jest to
tylko celowa zagrywka ministra mająca na celu odtrąbienie „sukcesu” tuż
przed samymi mistrzostwami. Jak się później okazało, była to prawda, a
termin „przejezdność” stał się synonimem działań rządu Donalda Tuska.
Jak jednak doszło do tego, że kluczowy odcinek A2 stał się przejezdny?
Po upadku firmy Dolnośląskie Surowce
Skalne minister Nowak i urzędnicy GDDKiA namówili prezesa firmy Bögl a
Krýsl Ivo Sucharka, która dotąd budowała tylko wiadukty i mosty na tej
trasie, by dokończyła inwestycję. Jak się później okazało zgoda na to,
była dla Sucharka śmiertelnym błędem…
Firma skupiła wszystkie swoje siły na
dokończeniu inwestycji kosztem innych realizowanych robót. Ściągnęła na
miejsce budowy cały posiadany sprzęt i wszystkich ludzi oraz zaciągnęła
ogromne kredyty, by móc wykonać prace.
Budowa trwała 7 dni w tygodniu 24
godziny na dobę, dzięki czemu Sławomir Nowak w blasku fleszy mógł
pochwalić się „przejezdnością” autostrady.
Jednak z chwilą, gdy EURO się skończyło,
a media straciły zainteresowanie tematem, rozpoczęły się problemy…
Urzędnicy GDDKiA zaczęli naliczać Bögl a Krýslowi kary za
niedociągnięcia, które przy ekspresowym tempie realizacji robót były nie
do uniknięcia. Wstrzymano także zapłatę za już zrealizowane prace oraz
co najważniejsze zaczęto uruchamiać gwarancje bankowe, co doprowadziło
do problemów ze spłatą kredytów zaciągniętych przez wykonawcę.
źródło: http://polskiepiekielko.pl/2013/10/jak-urzednicy-nowaka-wykanczaja-ludzi-firmy-i-tworza-bezrobocie.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani."
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.